Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Napis z obozu znaleziony w lesie

Edyta Tkacz, Jacek Drost
37 policjantów z Krakowa wyruszyło łapać złodziei napisu
37 policjantów z Krakowa wyruszyło łapać złodziei napisu fot. małopolska policja
Policja odnalazła w nocy z niedzieli na poniedziałek w okolicach Torunia napis "Arbeit macht frei", ukradziony w nocy z czwartku na piątek z bramy Muzeum Auschwitz-Birkenau. Zatrzymała też sprawców kradzieży, pięciu mężczyzn z woj. kujawsko-pomorskiego.

Za kradzież i uszkodzenie napisu oraz udział w grupie przestępczej sprawcom grozi do 10 lat więzienia. Podejrzani o dokonanie najgłośniejszej kradzieży ostatniego czasu usłyszeli już zarzuty w krakowskiej prokuraturze. Trzech przyznało się do winy.

To był rabunek dla pieniędzy. Policjanci wykluczyli, by złodzieje ukradli jeden z najważniejszych symboli zbrodni nazizmu z powodów ideologicznych. Na ich trop policja wpadła m.in. dzięki informacjom napływającym od zwykłych obywateli. - Otrzymaliśmy ponad sto takich sygnałów - informuje Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji.

Zatrzymani mają od 20 do 39 lat. Byli już karani, m.in. za pobicia i kradzieże. Są bezrobotni i tylko jeden z nich, "mózg" całego przedsięwzięcia, pracuje. Jest właścicielem firmy remontowo-budowlanej. Kiedy jego czterej wspólnicy kradli napis w Muzeum Auschwitz, był w domu. Ze swoimi wspólnikami kontaktował się telefonicznie.

- Pocięty napis trafił do laboratorium kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Później wróci na swoje miejsce przed obchodami 65. rocznicy wyzwolenia obozu, czyli na koniec stycznia 2010 roku - mówi komendant małopolskiej policji Andrzej Rokita.

Kradzież pokazała, że Muzeum Auschwitz-Birkenau nie jest odpowiednio chronione. Jeszcze gorzej jest w oddalonym o niespełna 3 km obozie Auschwitz II (Birkenau). Bez najmniejszego problemu, niepostrzeżenie, można wejść na jego teren. Miejsce to jest najbardziej narażone na działanie osób, które mogą je odwiedzać w złych celach.

W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie zostaną przesłuchane osoby, podejrzewane o kradzież napisu z bramy dawnego obozu Auschwitz. Napis "Arbeit macht frei" został w nocy odnaleziony przez policję. Czterem sprawcom prokuratura postawiła dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy tego, że od października do grudnia 2009 roku w celu uzyskania korzyści majątkowej brali udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która miała na celu kradzież napisu z Muzeum Auschwitz. Drugi z zarzutów dotyczy już samej kradzieży.

- W nocy z 17 na 18 grudnia mężczyźni, działając w porozumieniu, przywłaszczyli zabytek, który znajduje się na Liście Światowej Dziedzictwa Kulturowego UNESCO - mówi Janusz Hnatko z krakowskiej prokuratury. - Poza tym uszkodzili napis, przecinając go na trzy części - dodaje prokurator. Sprawcom grozi do 10 lat więzienia.

Wczoraj postawiono także zarzuty piątemu mężczyźnie. Jak mówi się nieoficjalnie, ostatni z zatrzymanych nie brał bezpośredniego udziału w kradzieży, ale był "mózgiem" całej grupy.

Złodzieje zostali pojmani przez policjantów z woj. kujawsko-pomorskiego i Krakowa, którzy w niedzielę rano wyruszyli na północ kraju, żeby uczestniczyć w akcji. Do zatrzymania doszło tego dnia tuż przed północą. Dwóch sprawców policja złapała na jednej z ulic w Gdyni, trzech w Czernikowie: małej miejscowości mniej więcej w połowie drogi między Włocławkiem a Toruniem. Tej samej nocy w pobliżu domu jednego ze sprawców znaleziono napis.

- Obyło się bez incydentów, zagrożenia dla życia czy zdrowia policjantów. Wszystko przebiegło szybko i sprawnie - informuje Andrzej Rokita, komendant małopolskiej policji.

Policjanci zabrali złodziei w podróż do Krakowa grubo po północy. Tam mężczyźni trafili do świeżo wyremontowanego aresztu policyjnego przy ulicy Mogilskiej.

Teraz policja wyjaśnia okoliczności kradzieży. - Będziemy przesłuchiwać świadków, przeprowadzimy wizję lokalną - zapowiada Rokita.

Zatrzymani mają od 20 do 39 lat. Byli już karani, m.in. za pobicia i kradzieże. Są bezrobotni i tylko jeden z nich, według Radia RMF FM "mózg" całego przedsięwzięcia, pracuje. Jest właścicielem firmy budowlano-remontowej. Kiedy jego czterej wspólnicy kradli napis w Oświęcimiu, ich domniemany szef był w domu. Ze swoimi wspólnikami był w kontakcie telefonicznym.

Jak mówi rzecznik małopolskiej policji ,Dariusz Nowak, wydaje się, że motyw był dość prozaiczny. - Chodziło o zysk materialny - mówi Nowak. - Nic nie wskazuje na to, żeby sprawcy kierowali się motywami ideologicznymi - dodaje. Pojawiają się spekulacje, że rabunek miał być dokonany na zlecenie "szalonego kolekcjonera".

Jarosław Mensfelt, rzecznik Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, uważa, że sprawcy musieli być dobrze przygotowani do rabunku. - Od strony Soły zrobili otwór w ogrodzeniu i w ten sposób przedostali się na teren muzeum - opowiada. - Ominęli patrol, nie zarejestrował ich też monitoring.

Po zdjęciu napisu z bramy złodzieje pocięli go na trzy kawałki. - Pewnie dlatego, że w całości nie zmieściłby się do samochodu - wyjaśnia komendant Rokita.

Policja przyznaje, że w ujęciu sprawców pomogły informacje od zwykłych obywateli. Od piątku, kiedy napis zniknął, policjanci dostali w tej sprawie ponad sto sygnałów. Między innymi dzięki nim wpadli na trop sprawców pod Toruniem.

Za pomoc w odnalezieniu napisu i złapaniu złodziei wyznaczono 115 tys. zł nagrody. - Jeśli się okaże, że jest osoba, która szczególnie się przysłużyła do ujęcia sprawców, suma ta z pewnością zostanie wypłacona - zapewnia Rokita.

Andrzej Rokita zapowiada, że zabytek wróci na swoje miejsce przed obchodami 65. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, która przypada na 27 stycznia 2010 roku. Zanim jednak trafi nad bramę obozową, konserwatorzy będą go musieli scalić. Muzeum ma też zainstalować nowe kamery przy wejściu do byłego obozu koncentracyjnego.

Wieści o znalezieniu napisu i zatrzymaniu sprawców odbiły się echem w kraju i na całym świecie. Prezydent RP Lech Kaczyński pogratulował policjantom, którzy odnaleźli napis.

Dziś w Oświęcimiu odbędzie się wizja lokalna.


Muzeum powinno być lepiej strzeżone

Ochrona Muzeum Auschwitz-Birkenau zawiodła. Kamera muzealnego monitoringu przy bramie obrazu koncentracyjnego nie nagrywała obrazu. Zdjęcia z innych kamer były niewyraźne, bo teren jest słabo oświetlony. W nocy z czwartku na piątek, kiedy złodzieje kradli napis, służbę pełniło czterech strażników. Zbyt mało, jak na ogrom wartości historycznych, jakie znajdują się w tym miejscu. Muzeum broni się, twierdząc, że złodzieje działali według precyzyjnego planu i nawet obecność setek kamer i strażników nie zapobiegłaby kradzieży. Zapewne, bo główny obóz zespołu, znany też jako Stammlager (obóz macierzysty), to 21 dwu- i jednopiętrowych ceglanych budynków, powiększonych o 7 dalszych bloków zbudowanych siłami więźniów.

Jeszcze gorzej jest w oddalonym o niespełna 3 kilometry obozie Auschwitz II (Birkenau), największym nazistowskim obozie zagłady. To w nim zginęła przeważająca liczba ofiar KL Auschwitz - ponad milion osób. Ten obóz zajmuje około 140 hektarów. Dziś bez problemu, niepostrzeżenie, można dostać się na teren Muzeum Birkenau od strony Pław, Harmęży, Woli czy Babic.

Dlatego od trzech dni w Muzeum Auschwitz-Birkenau trwa kontrola, mająca dać odpowiedź na pytanie, czy ochroniarze pilnujący Miejsca Pamięci nie dopuścili się zaniedbań, a system ochrony stosowany w byłych obozach Auschwitz I i Auschwitz II (Birkenau) jest odpowiedni.

Rzecznik Muzeum, Jarosław Mensfelt, mówi, że do problemu trzeba podchodzić realnie: - To największe Muzeum w Polsce. Oba obozy zajmują 200 hektarów - mówi.

Działalność muzeum finansuje polski rząd. Pieniądze idą na utrzymanie infrastruktury i 200 pracowników, którzy dbają o to, by co roku Miejsce Pamięci mogło odwiedzić ponad milion osób z całego świata. Wśród tych 200 osób jest ponad 50 ochroniarzy. Są przeszkoleni i mają odpowiednie certyfikaty. A do dyspozycji - samochód terenowy.

- Od 2006 roku poprawiamy ochronę Miejsca Pamięci. Wprowadzamy system monitoringu z wykorzystaniem światłowodów i kamer szerokopasmowych, montujemy nowoczesny system przeciwpożarowy. Są jednak miejsca, pilnowane przez wyszkolonych ludzie i nowoczesne urządzenia, gdzie mimo wszystko zdarzają się kradzieże. Możemy jedynie pracować nad tym, by zminimalizować ilość takich zdarzeń - twierdzi Mensfelt.

W ubiegłym tygodniu niemiecki rząd przyznał 60 mln euro na zasilenie Funduszu Żelaznego Fundacji Auschwitz-Birkenau, czyli połowę kwoty, którą Fundacja, wedle przyjętych założeń, musi zgromadzić, aby móc w pełni finansować Plan Globalnej Konserwacji byłego KL Auschwitz. Pieniądze z Niemiec zostaną jednak przeznaczone na konserwację zbiorów. Czy placówka otrzyma dodatkowe pieniądze na wzmocnienie ochrony? Studzi te oczekiwania resort kultury: - Ministerstwo ocenia wysokość nakładów jako wystarczającą - informuje biuro prasowe.

- Dotychczasowy plan ochro-ny był uzgadniany z policją, ale w najbliższym czasie zaproponujemy na pewno liczne zmiany w niektórych jego zapisach - zapewnia dyrektor Muzeum, dr Piotr M.A. Cywiński.


Weiss: cieszę się, że to nie neonaziści
Z Szewachem Weissem, byłym ambasadorem Izraela w Polsce, rozmawia Edyta Tkacz

Napis z Auschwitz został odnaleziony i okazało się, że nie ukradli go neonaziści. Możemy odetchnąć z ulgą?

Tak. Byłoby straszne, gdyby się okazało, że za kradzieżą stoją neonaziści. Już tyle lat dbamy o dobre stosunki polsko-żydowskie. Gdyby to polscy naziści okradli Miejsce Pamięci, otworzyłoby to ranę, którą staramy się zagoić od 20 lat.

Złodziejom grozi do 10 lat więzienia. To wystarczająca kara?

Nie jestem człowiekiem zemsty. Polska to demokratyczne, sprawiedliwe państwo, więc prokuratura i sąd podejmą na pewno słuszną decyzję.

Jak to zdarzenie może wpłynąć na stosunki polsko-żydowskie?

Gdy się dowiedziałem o kradzieży, bałem się, że nasze - szczerze mówiąc bardzo delikatne - stosunki znacznie się pogorszą. Ale moje obawy się nie sprawdziły i podczas tych trzech dni, gdy nie wiadomo było, co się stało z napisem, czułem w Izraelu solidarność z Polakami. Nie było żadnych komentarzy antypolskich, nikt nie rzucał haseł typu:

"Aaa, w Polsce to wiadomo...". W obu krajach wszyscy się martwili o oświęcimski napis, chcieli, żeby ten symbol wrócił na swoje miejsce.

Czego więc nauczyła nas ta kradzież o naszych wzajemnych relacjach?

To zdarzenie pokazało, że nasze rany się goją.

Teraźniejsze pokolenie dba o prawdę, młodzi już nie chcą się kierować stereotypami.

Wyobraża sobie pan taką sytuację, że napis nigdy nie zostaje odnaleziony?

To byłoby okropne. To byłby ciąg dalszy tego przekleństwa, które jest związane z Auschwitz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto