Ojciec żywieckiej giełdy

Jest byłym pracownikiem żywieckiego browaru. Kolekcjonerstwem akcesoriów związanych z piwem zajął się już dawno. Odwiedzał giełdy w Polsce i zagranicą.
- Cały czas myślałem, dlaczego nie zorganizować podobnej giełdy w Żywcu. I nadarzyła się okazja - wspomina Władysław Gawliński, sławny kolekcjoner z Żywca, pomysłodawca żywieckiej giełdy. 9 lat temu miejscowy browar obchodził 140-lecie istnienia. Trwały przygotowania do hucznych imprez. Już wcześniej Gawliński usiłował zarazić swoją pasją dyrektora handlowego browaru, udało mu się wyciągnąć go na giełdę do Czechowic. Dyrektor był zachwycony, kupił nawet starą butelkę Żywca, więc rozmowy o nowej giełdzie były potem łatwiejsze.

Inauguracja

Najpierw aprobata i zgoda, organizacja spadła na mnie, bo inni zaangażowani byli w przygotowania do jubileuszu. Zdobywałem adresy, adresowałem koperty, kleiłem znaczki. Musiałem zdobyć informacje o noclegach, transporcie, zorganizować prawie wszystko - mówi z uśmiechem ojciec żywieckiej giełdy. Udało się. 9 lat temu na pierwszą imprezę do hali sportowej obok browaru przyjechało ponad 150 kolekcjonerów. Fama się rozniosła i z roku na rok przybywało gości. W organizację włączył się dość szybko Grzegorz Zwierzyna, szef piwiarni Żywieckiej, również kolekcjoner. Organizowana corocznie przerodziła się w wielkie święto birofilów i smakoszy piwa. Niczego jej nie brakuje, nie ma sobie równej w całej Europie. Grzegorz Zwierzyna troszczy się o każdy szczegół.

Tysiące kufli

Władysław Gawliński prowadzi w czasie giełdy imprezy towarzyszące, konkursy, jest jurorem i moderatorem, wspólnie z pomocnikami. W swoim domu w Żywcu ma małe muzeum. Wielki polski kolekcjoner, którego pasja ukierunkowana jest głównie na zbierania szkła i naczyń do picia piwa, ma w swojej kolekcji kilka tysięcy szklanek, kufli i pokali. Zyskał na to przyzwolenie swojej drugiej połowy, a o to w małżeństwie z birofilem niełatwo.
- Ponad 4 tysiące różnych naczyń z których piło i pije się piwo. Ze wszystkich kontynentów oprócz Antarktydy - przyznał z uśmiechem Gawliński. - Myjemy je z żoną raz w roku, trwa to jakieś dwa tygodnie.

Dziewiąta giełda

W piątek na dziedzińcu piwiarni Żywieckiej przy browarze zaczęli się pojawiać pierwsi kolekcjonerzy. IX Międzynarodowa Giełda Birofiliów znów okazała się wyjątkowa. Robert Makłowicz ugotował wołowinę na porterze, a szanty słychać było jeszcze do północy. Tym razem impreza trwała dwa dni. W sobotę od 6.00 do końca giełdy przewinęło się 1500 osób, z czego większość stanowili birofile z Polski. Byli też goście z Rosji, Wielkiej Brytanii, Holandii Czech i Słowacji. Zastawili akcesoriami związanymi z piwem wszystkie stoliki i ławki.

Ciekawostki

Chętni mogli także zwiedzić żywiecki browar, zobaczyć pracującą XIX-wieczną palarnię słodu oraz browar od wewnątrz, również jedne z największych na świecie nowoczesnych kadzi filtracyjnych obok czynnej jeszcze warzelni z czasów cesarza Franciszka Józefa.
W ramach giełdy odbyły się też II Festiwal Piwowarów Domowych i konkurs na najlepsze piwo domowej roboty. Władysław Gawliński, Marian Kurowski i Ziemowit Fałat przeprowadzali nie tylko wesołe konkursy (picie piwa z buta, kapslowanie butelek na czas itp.), był też po raz pierwszy konkurs historyczny.

Zwyciężył w nim warszawiak Paweł Piotrowski, w którego posiadaniu jest pięć etykiet piwa żywieckiego z końca XIX wieku. Gawliński zaprezentował też tablicę browaru żywieckiego, która liczy blisko 100 lat.