Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Robert Mateja z kadrą młodzieżową pracuje prawie rok. Jak się odnajduje w swojej roli?

Przemysław Franczak
Marcin Oliva Soto
Robert Mateja jako trener z kadrą młodzieżową zdobył dwa srebrne medale mistrzostw świata juniorów. Jako zawodnik nie odnosił wielkich sukcesów, a teraz ma je niemal od razu. Mamy jednak wielki potencjał w osobach Klimka Murańki i Aleksandra Zniszczoła. Zapraszamy do lektury wywiadu z Robertem.

Z kadrą młodzieżową pracuje pan niecały rok, a już ma na koncie dwa srebrne medale mistrzostw świata juniorów. Samorodny trenerski talent?
Nie chcę sam siebie oceniać. Starałem się po prostu robić wszystko jak najlepiej i fajnie, że wyszło, jak wyszło.

Jednak szybko odnalazł się pan w nowej dla siebie roli.
Było mi o tyle łatwiej, że w trenerkę bawiłem się już wcześniej. Pierwsze kroki stawiałem przy Łukaszu Kruczku, a potem doświadczenie zdobywałem, pracując w grupie Adama Małysza z Hannu Lepistoe.

Praca z Lepistoe to szkoła, w której nauczył się pan najwięcej?
Na pewno wiele, ale czy najwięcej? Tego nie da się określić. Bardzo dużo pomogły mi np. doświadczenia z czasów, kiedy sam byłem zawodnikiem. Łatwiej mi teraz wejść w skórę podopiecznych, gdyż wiem, co czują, myślą. No i mogą się uczyć na moich błędach, a nie na własnych.

Jakie cechy powinien mieć dobry trener skoczków?
Przede wszystkim powinien dobrze dogadywać się z zawodnikami, rozumieć ich, szanować inne zdanie i czasem zgadzać się na kompromisy.

Czyli stylem pracy raczej przypomina pan dobrotliwego Lepistoe niż gwałtownego Pavla Mikeskę?
Pewnie z każdego trenera, z którym pracowałem, coś wziąłem, choć to też zależy od tego, co pan rozumie przez gwałtowność Mikeski.

Czech potrafił ostro zrugać zawodnika.
Mnie też zdarza się krzyknąć. Czasami nie da się inaczej.

Jako zawodnik wielkich sukcesów pan nie osiągnął, jako trener ma pan je niemal od razu. Mała ironia losu?
Tak to się potoczyło, i tyle.

Pańskie życie wygląda chyba jednak cały czas podobnie. Podróże, treningi, zawody.
Tak, tylko obowiązków mam cztery razy więcej, niż miałem, będąc zawodnikiem. Trzeba być trenerem, kierowcą, księgowym. Roboty jest sporo.

Aleksander Zniszczoł i Klemens Murańka ze świetnej strony pokazali się teraz w Lahti. Widzi ich pan za sezon, dwa walczących o zwycięstwa w Pucharze Świata?
Tak, i to nie tylko moja opinia. Nawet zagraniczni trenerzy gratulują nam tych chłopaków z pokolenia małyszomanii.

Kilka lat temu stwierdził pan, że jak Adam Małysz rzuci narty w kąt, to może być koniec skoków w Polsce. Na szczęście się pan pomylił.
No tak, ale i tak jeszcze dużo zostało do zrobienia. Po tych chłopakach, którzy wchodzą teraz do kadry, jest dość duża dziura. Pięć, sześć kolejnych roczników już nie rokuje tak dobrze. A poza tym dzieci na treningach jest teraz pięć razy mniej niż dziesięć lat temu.

Dzięki panu przy skokach kręci się Adam Małysz, zabrał go pan jako kierownika ekipy na mistrzostwa świata juniorów. Ten układ ma szansę przetrwać? Za kilka lat on dyrektor, pan - trener?
Ciężko mi mówić za Adama. Myślę, że on bardzo chce pomagać, ale nie aż w takim stopniu, żeby być na etacie w PZN. Czasem przyjeżdża na nasze treningi, dyskutujemy nad skokami zawodników, myślimy, co zrobić, żeby było lepiej. Adam ma dobre oko.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zywiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto