Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To już rok po tragicznym wypadku w Gilowicach. "Żona i córka zginęły na moich oczach. Codziennie o nich myślę..."

Jacek Drost
Jacek Drost
Śmiertelny wypadek w Gilowicach. Do tragedii doszło w czwartkowe popołudnie 22 października 2020
Śmiertelny wypadek w Gilowicach. Do tragedii doszło w czwartkowe popołudnie 22 października 2020 FOT. OSP Gilowice
Czas nie leczy ran. Tego nie da się zapomnieć. Myślę o tym codziennie. Kładę się spać i myślę o żonie, o Laurze, wyobrażam sobie jakby to nasze życie wyglądało - zwierza się Andrzej Rodak z Gilowic na Żywiecczyźnie w rok po tragicznym wypadku, w którym zginęła jego żona w ciąży, a kilka dni później w szpitalu zmarła jego córka. Zostały potrącone przez lekarza, który jechał do pracy.

Do tragedii doszło w czwartkowe popołudnie 22 października 2020 roku. Drogą wojewódzką 946 podążał biały hyundai prowadzony przez 68-letniego lekarza, który jechał do pracy w swoim prywatnym gabinecie w Suchej Beskidzkiej. Przed godz. 15.00 samochód dotarł do Gilowic.

Śmiertelny wypadek w Gilowicach. Do tragedii doszło w czwartkowe popołudnie 22 października 2020

To już rok po tragicznym wypadku w Gilowicach. "Żona i córka...

Kierowca najpierw pokonał kilka ostrych i stromych zakrętów, minął przystanek autobusowy i sklep spożywczy, przejechał kilkanaście metrów prostą drogą biegnącą w dół i… stracił panowanie nad pojazdem, zjechał do przydrożnego rowu, następnie otarł się o drzewo, po czym potrącił stojące przy drodze piesze - kobietę w widocznej ciąży w wieku 36 lat oraz jej 3-letnia córeczkę.

Kobieta zmarła na miejscu. Dziewczynka śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w krytycznym stanie została przetransportowana do szpitala w Krakowie, gdzie zmarła 26 października. Pogrzeb odbył się 30 października 2020 roku.

Do mieszkańców Gilowic szybko dotarło, że w wypadku zginęła 36-letnia Małgorzata., która wraz z córeczką wyszła na chwilę z domu. Szła do koleżanki na kawę. Nie doszła... Tragedia rozegrała się na oczach męża Andrzeja.

Brawura i prędkość przyczyną tragedii?

- Żona i córka zginęły na moich oczach... Widziałem ten zbliżający się samochód. Leciał w powietrzu, chyba z 15 metrów. Nie zdążyłem nawet krzyknąć: „Uwaga!". Kompletnie nic nie zdążyłem zrobić... - mówił w czerwcu tego roku, przed rozpoczęciem procesu przed żywieckim Sądem Rejonowym Andrzej Rodak. Dodawał, że żona i córka stały na wjeździe na posesję do sąsiada, na takim mostku, jakieś 2,5 metra od pasa jezdni, kiedy w ich stronę z impetem zaczął zbliżać się samochód. Podkreślał, że z sąsiadką stał w pobliżu i gdyby nie rosnące przy drodze drzewo to byłyby dwie kolejne ofiary.

Andrzej Rodak, który w toczącym się procesie jest oskarżycielem posiłkowym, uważa, że do tragedii doszło z powodu nadmiernej prędkości i brawury kierowcy. - W ogóle nie hamował. Gdyby przyhamował, nie doszłoby do wypadku.

- Żona była wysoka, córka ubrana w czerwoną sukienkę. Jak mógł ich nie zauważyć? - zastanawiał się pan Andrzej.

Nie może się także pogodzić z tym, że tuż po wypadku sprawca zachowywał się - według niego - biernie - nie wezwał pogotowia, nie udzielał pomocy, mimo że jest lekarzem.

Po kilku miesiącach śledztwa, m.in. po. zasięgnięciu opinii biegłych, przesłuchaniu świadków i przeglądnięciu zapisów monitoringu prokuratura oskarżyła 68-letniego kierowcę o przestępstwo z art. 177 paragraf 2 kodeksu karnego, czyli spowodowanie śmiertelnego wypadku za co grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. W czwartek 28 października odbyła się kolejna rozprawa. Wszyscy świadkowie zostali już przesłuchani, sąd ma zająć się wnioskami dowodowymi pełnomocnika Andrzeja Rodaka.

Czas nie leczy ran

Andrzej Rodak ocenił, że w ostatnim czasie proces przyspieszył. Podkreślił, że lekarzowi zostało udowodnione, że tuż przed wypadkiem rozmawiał przez telefon - ze swoją mamą, cztery razy dzwonił także do syna, co sugeruje, że twierdzenia oskarżonego, iż przed wypadkiem stracił przytomność z powodu cukrzycy są niewiarygodne.

Kłócą się także z wcześniejszymi tłumaczeniami lekarza, że do wypadku doszło dlatego, iż wyskoczył mu pies, a chcąc uniknąć potrącenia zwierzęcia, zjechał na prawe pobocze i dalej nie mógł już zapanować nad pojazdem.

- Nie chciałbym, żeby ten proces skończył się szybko - stwierdził Andrzej Rodak, podkreślając, że dla niego najważniejsze jest, żeby zapadł wyrok najsurowszy z możliwych. I dodał:

- Czas nie leczy ran. Tego nie da się zapomnieć. Myślę o tym codziennie. Kładę się spać i myślę o żonie, o Laurze, wyobrażam sobie jakby to nasze życie wyglądało. Mielibyśmy już trzecie dziecko - miałoby już trzy, cztery miesiące. Na pewno mieszkalibyśmy w nadbudówce domu, która teraz jest nieukończona, bo nie mam do tego głowy. Na szczęście mam dwuletnią córkę Ritę, która jest takim promykiem dla mnie i moich rodziców. Ona jest dla mnie takim światełkiem w tunelu... - zwierza się pan Andrzej.

Kolejna rozprawa odbędzie się 2 grudnia.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zywiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto