Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z wizytą u Krystyny Brodki i Ireny Golec

Regina Gowarzewska-Griessgraber
Fot. Lucjusz Cykarski
Fot. Lucjusz Cykarski
Mieszkają w Beskidach. Jedna w Twardorzeczce, druga w Milówce. Wychowały gwiazdy polskiej estrady, które teraz częściej widzą... w telewizji, aniżeli w domu.

Mieszkają w Beskidach. Jedna w Twardorzeczce, druga w Milówce. Wychowały gwiazdy polskiej estrady, które teraz częściej widzą... w telewizji, aniżeli w domu. Nie mogą się doczekać świąt, kiedy będą mieć swoje pociechy (choć już dorosłe!) tylko dla siebie.

Gdyby nie Monika Brodka, mało kto wiedziałby, gdzie znajduje się Twardorzeczka. Biały domek, w którym się wychowała, stoi przy głównej ulicy wsi. Wokół uśpiony zimą ogród. Kiedyś Monika lubiła tu przesiadywać. Teraz nie ma na to czasu.

– Bardzo tęsknię za swoją córką. Czasami nawet kilka razy w ciągu dnia rozmawiamy ze sobą przez telefon – opowiada Krystyna Brodka. – Mam do niej bezpłatny numer z komórki. Wiem, co robi; czy jest w szkole, czy jedzie na wywiad, uczy się albo pitrasi. Staram się przynajmniej raz w miesiącu ją odwiedzić. To jednak nie to samo, co dziecko w domu – wzdycha.

Jej córka musiała dorosnąć praktycznie z dnia na dzień, po tym jak wygrała program „Idol”. Dziewczyna przeprowadziła się z rodzinnej Twardorzeczki do Warszawy, zanim zdążyła skończyć 18 lat. Weszła w sam środek wielkiego show-biznesu.

Jak dotąd, radzi sobie bez zarzutu. Ludzie chcą słuchać jej piosenek, znalazła się w gronie najlepiej ubierających się Polek. Została nominowana do „Telekamery”. – Stale się o nią lękam. Dlatego też, śledząc jej sukcesy, nie zachłystuję się nimi. Zawsze dostrzegam niebezpieczeństwa czyhające na młodych ludzi. Wiem, że jedna niefortunna decyzja może zaważyć na całym życiu – denerwuje się mama, szykując świąteczne smakołyki dla swojej pociechy. Monika w tym roku zjedzie do Twardorzeczki z grupą przyjaciół.

– Przyjedzie z całą armią ludzi. Nawet dokładnie nie wiem, kto z nią będzie. Mam nadzieję, że pojawią się wcześniej i coś pomogą, bo pracy będzie sporo – śmieje się pani Krystyna. – Święta muszą być przygotowane tradycyjnie, tym bardziej że spędzą je u mnie ludzie, którzy nie są stąd. Oni muszą poczuć, że my, górale, tkwimy w tradycji i jest ona dla nas ważna.

Jedzenia nie zabraknie. Pani Krystyna gotuje już od tygodnia. Zaplanowała, że będą cztery zupy, w tym barszcz z uszkami i grzybowa. Maślaki ma z własnego ogrodu. – Będzie oczywiście karp i słodkości. Upiekę sernik z brzoskwiniami, ciasto orzechowe, suche ciasteczka i zawijaniec z makiem.
Ten ostatni będzie z ciasta drożdżowego, które trzeba dobrze wyrobić. Ponoć trzeba w nie uderzyć 100 razy ręką. Potem je cienko rozwałkuje. Na ciasto nałoży mak. – Do maku dam dużo bakalii, z wyjątkiem figi, bo nie lubię, jak coś pod zębami trzaska. Monika lubi taki makowiec, zwłaszcza w drugi dzień świąt na śniadanie.

Na świątecznym stole pani Krystyny nie może zabraknąć ruskich pierogów. Farsz powstaje pół na pół ze zmielonych gotowanych ziemniaków i dobrego sera, ale nie sklepowego, tylko od gospodarza. Do tego dużo świeżego, mielonego pieprzu i smażonej cebuli. No i przyprawy, bo farsz musi być pikantny. Ważne jest też ciasto, zrobione z kulki rozgniecionych, ciepłych ziemniaków, które zalewa się wodą, dodaje mąkę i olej. Bez jajek. Wszystko trzeba zagnieść. Takie ciasto świetnie się wyrabia i nie jest twarde.

Monika cieszy się na święta u mamy, bo wie, że tutaj nareszcie odpocznie. Młoda piosenkarka w tym roku szkolnym będzie zdawała maturę. Ma dużo obowiązków. Sporo nauki, sesje, nagrania, wywiady. Do tego wszystkiego zapisała się jeszcze na kurs prawa jazdy. Potem planuje roczną przerwę i chce zdawać na reżyserię do łódzkiej „filmówki”. Film to jej pasja.

– Wiem, że jest jej ciężko. W szkole musi być potulną uczennicą, a chwilę potem przeistoczyć się w gwiazdę z okładki. Pociesza mnie to, że Monika jest twarda i uparta. Kilka razy już udowodniła, że rozgranicza dobro od zła i potrafi dokonywać dobrych wyborów – wzdycha matka. – Staram się jej zaufać. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła – dodaje.

Pani Krystynie jest tylko przykro, gdy czyta o swojej córce różne plotki w brukowcach i kolorowych czasopismach. Trochę się już na nie uodporniła. Już wie, że prawda bywa zupełnie inna.
– Każda młoda dziewczyna ma jakąś sympatię – mówi pytana o związek jej córki z aktorem Janem Wieczorkowskim. – Różnica jest tylko taka, że Monika i jej chłopak są znani, więc wszyscy o tym trąbią. Czy to ten na resztę życia, czas pokaże. Wydaje mi się, że Monika jest jeszcze za młoda na poważne związki. Powiedziałam jednak kiedyś, że wszystkie jej decyzje uszanuję – zapewnia mama.
Niedawno młoda piosenkarka zadebiutowała u boku swojej sympatii w „Fali zbrodni”, gdzie Wieczorkowski jest gwiazdą. Odcinek z nią zobaczymy w marcu.

Pani Krystyna wie, że te święta będą inne niż do tej pory. Dawniej z Moniką i jej bratem Przemkiem zawsze jeździła na pasterkę do Leśnej. Dzieci grały wówczas w zespole „Dukat”. – Zobaczymy, jak to wszystko się poukłada – mówi. – Na pewno wiem, że w drugi dzień świąt Monika z przyjaciółmi chce jechać do Szczyrku, aby pojeździć na desce – zdradza część świątecznych planów córki mama.

Rodzinną miejscowość braci Golców znają ludzie w całej Polsce. To jedna z atrakcji turystycznych dla przyjeżdżających w Beskidy. Duży dom w centrum Milówki, przy przejeździe kolejowym, został obfotografowany na wszystkie strony. Irena Golec, matka bliźniaków, mieszka tu teraz sama, bo synowie wyprowadzili się na swoje. – Kiedyś to właśnie tutaj spędzaliśmy każdą Wigilię. Było i ze 20 osób. To święto rodzinne, więc spotykaliśmy się wszyscy przy stole. Potem przychodzili kolędnicy. Trudno było wszystkich policzyć – pani Irena uśmiecha się na samo wspomnienie minionych lat.
Irena Golec wychowała czterech synów. Energii jej tylko pozazdrościć. Jest przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Milówce, radną w urzędzie gminy, a jak trzeba, to w stroju ludowym potrafi godzinami snuć opowieści gwarą. Tegoroczne święta spędzi trochę inaczej niż zwykle. Niedawno zmarła jej mama, ta którą pokochali również telewidzowie za jej gawędy. Rodzina postanowiła spotkać się w nowo wybudowanym domu Łukasza, a właściwie góralskiej chacie w Łodygowicach. W przedświątecznych przygotowaniach jednak pomogą wszyscy.

– Tradycyjnie musi być zupa grzybowa z prawdziwków suszonych. Dawniej to chłopaki zbierały grzyby, ale teraz wiecznie mają manko w spaniu, więc wolą odpocząć – śmieje się pani Golcowa. – Gotujemy wywar z karpiowych głów. Już to można podać jako zupę, omaszczoną i z grzankami, ale chłopaki mówią, że za dużo już zup, więc na tym wywarze powstaje właśnie grzybowa z lanym ciastem. Oczywiście przed posiłkiem musi być jeszcze opłatek i miód – dodaje.

Obok grzybowej, na stole Golców nie może zabraknąć kiszonego barszczu z fasolą jasiek. – Oprócz tego uszka albo łazanki z grzybami, które robią synowe. Obydwie świetnie potrafią gotować, zarówno Kasia, jak i Edyta – chwali je pani Irena. Synowe robią też sałatki, z wyjątkiem jednej, śledziowej. – To starodawne danie, prototyp sałatek jarzynowych i śledziowych, którego przygotowanie należy do mnie – mówi mama bliźniaków. – Składają się na nie ziemniaki gotowane w łupinkach, krojone w kostkę, cebula, śledź, oliwa, sól i czosnek. Dawniej pamiętam, że to była najważniejsza wigilijna potrawa. Karpia nie było w takiej ilości jak teraz, bo to była „królewska ryba”. Dopiero później pieniążków było więcej, karp stał się popularny i już każdy mógł sobie na niego pozwolić – wspomina pani Irena.
W tym roku na stole wigilijnym też nie zabraknie karpia, smażonego i w galarecie. Będą i słodkości, sernik oraz makowiec. Tradycją na stole Golców są również orzechy, owoce i kompot z pieczek, czyli suszu. – Chłopcy na słodko to lubią strudel z jabłkami. Ciasto jak na makaron, w które zawija się jabłka z cynamonem i bakaliami, potem kładzie się do rondla z tłuszczem i zapieka się w rurze – tłumaczy pani Irena.

– Synowie nigdy w Wigilię nie grają. Tradycja i rodzina są najważniejsze. Nie ma takiego koncertu, który by ich w święta skusił – zapewnia pani Irena i już cieszy się na świąteczne spotkanie z najmłodszymi wnukami, Majką Karolinką od Pawła i Kasi oraz Bartusiem od Łukasza i Edytki.
Po wieczerzy wigilijnej u Golców wszyscy kolędują. – Jeden zacznie, drugi dołączy i już jest chór. U nas zaraz na głosy się idzie – mówi mama. W rodzinie Golców muzyka jest od pokoleń. Zajmowano się nią amatorsko, ale z wielką pasją. Do szkoły muzycznej Pawła i Łukasza zapisał starszy brat Rafał. Chociaż jest plastykiem, to on kiedyś założył w Milówce kapelę; gra na akordeonie. Drugi brat, Stanisław też zajmuje się muzyką. Organizuje braciom trasy koncertowe.

Mimo że tegoroczną Wigilię spędzą w Łodygowicach, na pasterkę cała rodzina przyjedzie tradycyjnie do Milówki. Bracia, jak zawsze, wezmą instrumenty i dołączą do miejscowej orkiestry. – A potem ludzie nie patrzą na ołtarz, tylko na czerwoną trąbkę na chórze – śmieje się mama.

Irena Golec lubi kolędy. Sama śpiewa w chórze. Pomaga też synom wynajdywać te piękne, choć zapomniane. Niedawno ukazała się płyta „Golec uOrkiestra”, zatytułowana „Nieziemskie granie dla Ciebie Panie”. Pani Irena ma w nią swój wkład. – Czasem chłopcy dzwonią: „Mamo, szybko trzeba nam kolędę”. Ja biorę taką kantyczkę, co ma dwieście lat, spisuję kolędę i oni szybko faksem odbierają. Pomagam im. Zawsze zna się te dwie, trzy zwrotki, a oni często chcą więcej. Na tej nowej płycie Edytka tak pięknie śpiewa „Nie było miejsca dla ciebie” czy „O gwiazdo betlejemska”. Jeszcze w zeszłym roku podpowiadała im babcia, to ona namówiła ich do śpiewania „Judzkiej krainy” – wspomina pani Irena.

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zywiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto