Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Antoni Szlagor: Zamiast konfliktów wolę budowanie. Rozmowa z burmistrzem Żywca.

Mariusz Urbanke
Rozmowa z Antonim Szlagorem, burmistrzem Żywca.

Podobno twardą ręką rządzi pan miastem…
Nie powiedziałbym, że twardą, raczej zdecydowaną. Mieszkańcy Żywca, Żywiecczyzny to ludzie konkretni, do których trzeba mówić jasno i otwarcie. Nie lubią politycznych gierek, podjudzania - wszystkiego tego, co często widzimy w głównych wydaniach dzienników. Tu liczy się konkretna robota, gospodarska ręka, dbanie o interes lokalnej wspólnoty. Dam prosty przykład: w mieście prowadzimy liczne inwestycje, co często wiąże się z niedogodnościami dla mieszkańców. Są więc protesty, bo np. ktoś nie zgadza się, żeby objazd szedł jego ulicą. Wtedy nie czekam, idę do tych ludzi i mówię wprost: a jak sąsiad nie zgodzi się na objazd, kiedy będziemy remontować twoją ulicę, to co zrobisz?

I to wystarczy, żeby załagodzić spory?
Niestety, nie zawsze. Nie unikam jednak spotkań z mieszkańcami i myślę, że dzięki temu mają do mnie zaufanie i traktują mnie jak swojego burmistrza. Czasami dobre słowo, jakaś sensowna porada dodaje człowiekowi otuchy i sił do przezwyciężenia kryzysowej sytuacji. W godzinach przyjęć we wtorki przewija się przez mój gabinet ok. 50 osób. Nie wszystkie sprawy mogę od ręki załatwić pozytywnie. Jednak każdego wysłuchuję z uwagą.

Swoich przeciwników też?
Nie kryję, mam oponentów, ale to w demokracji normalne, bo przecież nikt nie ma monopolu na rację. Potrafię z nimi dyskutować, spierać się, tworzyć wspólne stanowiska. Natomiast nie ukrywam, że martwią mnie ukryci wrogowie, którzy aktywizują się zwykle w okresie wyborów i wyciągają jakieś - jak się to mówi - kwity, spreparowane teczki, niespotykane plotki. To boli, bo nawet jeśli człowiek nic złego nie zrobił, to plotka żyje własnym życiem, a niekiedy potrafi nawet zabić. Przykładów mamy mnóstwo. Znana na Podbeskidziu działaczka Solidarności Grażyna Staniszewska, na którą przecież esbecy zbierali materiały, przeżyła ciężkie dni, kiedy to po publikacji w 1992 roku tzw. listy Antoniego Macierewicza pojawiła się pogłoska, że rzekomo współpracowała z SB jako TW "Kowalska". Była to oczywista bzdura, ale i tak posłanka kilka lat czekała na oficjalne oczyszczenie. Zarzuty przeciw mnie oparto o świstek papieru zapisany w latach 80. przez funkcjonariusza SB, który dziś już nie żyje. Podobno zmusili mnie do współpracy w latach 70., bo miałem wyrok sądowy. Tylko że ktoś nie zbadał sprawy do końca - owszem, wyrok miał jakiś Antoni Szlagor, urodzony w latach 30. i skazany za… przemyt koni, kiedy ja jeszcze byłem uczniem. Chciałem to wszystko do końca wyjaśnić, dlatego trwały między mną a IPN przepychanki, bo nie chciano mi udostępnić dokumentów. Na znak protestu nie złożyłem oświadczenia lustracyjnego, ale uczyniłem to zaraz, gdy te dokumenty IPN mi udostępnił. Szkoda, że na stronie internetowej IPN funkcjonuje dalej informacja, że oświadczenia lustracyjnego nie złożyłem, a przecież prawda jest inna. W drugiej sprawie, w której zostałem znienacka zaatakowany, chodziło o moje oświadczenie majątkowe. Zarzucono mi, że zataiłem fakt zasiadania w radzie nadzorczej spółdzielni mieszkaniowej. I tu znów ktoś nie zbadał sprawy do końca - bo zgodnie z przepisami nie mogłem o tym informować, ponieważ wzór oświadczenia majątkowego tego nie dopuszcza, wystarczyło, że wyliczyłem wszystkie moje dochody. Urząd Kontroli Skarbowej dokładnie zbadał moje oświadczenie, nic mi nie zarzucił. Więc poszedłem z wynikami tej kontroli do sądu i sprawę miałem wygraną od ręki.

Sugeruje pan, że te historie sprzed lat wyciągają pana wrogowie, żeby pana zdyskredytować?
Być może tak właśnie jest. Jednak te insynuacje mi nie zaszkodziły i bez problemu osiągnąłem w kolejnych wyborach prawie 70 proc. poparcia. Poza tym nikt z poważnych ludzi, z którymi się codziennie spotykam, nie pyta mnie o takie sprawy. Wiadomo - zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Zamiast prowadzenia z wrogami bezsensownych sporów, wolę pracować na rzecz Żywca i jego mieszkańców. Generalnie są ponoć tylko dwie szkoły rządzenia - jedni rozdają pieniądze potrzebującym, inni wydają fundusze z podatków na inwestycje oraz naukę, jak wychodzić z biedy i radzić sobie samemu. Którą filozofię pan wyznaje? Są takie sytuacje - jak np. klęski żywiołowe - że ludziom nie można odmówić bezpośredniej, często finansowej pomocy. Nigdy jednak nie popierałem polityki rozdawnictwa, bo się całkowicie nie sprawdza. Trzeba wyzwolić u mieszkańców chęć zaangażowania, pociągnąć ich do wspólnego działania. Miasto musi też aktywnie pozyskiwać środki z Unii Europejskiej i innych funduszy. I my to robimy skutecznie - samych zrealizowanych inwestycji przy wsparciu Unii Europejskiej jest w mieście blisko 70. Korzystamy też z funduszy ekologicznych i dobrej współpracy z partnerami zagranicznymi.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zywiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto